Standardowo czas poświęcony na dojazd do miejsca docelowego nie jest wliczany do czasu pracy pracownika, chyba że podróż odbywa się w godzinach pracy wynikających z umowy o pracę. Przykładowo jeśli pracownik ma stałe godziny pracy 7:00 – 15:00, to w przypadku gdy dotarcie do miejsca docelowego i powrót mieści się w tych godzinach, to czas ten będzie wliczony do godzin pracy. Natomiast podróż w innych godzinach, nie będzie już wliczona do godzin pracy, ponieważ w trakcie dojazdu pracownik, nie wykonuje swojej pracy.
Ten stan jest często sporną kwestią, ponieważ z punktu widzenia pracodawcy jest to korzystne, bo nie musi płacić pracownikowi za dodatkowy czas poświęcony na przejazdy. Patrząc jednak z punktu widzenia pracownika jest to problem, ponieważ musi poświęci swój prywatnych czas na dojazd, co prawda nie wykonuje wtedy pracy, ale mimo wszystko nie jest to też jego w pełni wolny czas.
Od tej reguły są też oczywiście wyjątki, jeśli osoba pracuje np. w charakterze kierowcy czy kuriera, to nie można oczekiwać, że czas na dotarcie do miejsce docelowego nie jest jego czasem pracy.
Tego typu nieścisłości najlepiej poruszyć i omówić z pracodawcą już na etapie rozmowy kwalifikacyjnej, najczęściej rozwiązywane jest to w bardzo prosty sposób. Jeśli pracownik podróżuje samochodem, a pracuje np. od 7:00 to od tej godzinie powinien rozpocząć podróż, ponieważ raczej każdy zgodzi się z tym, że prowadzenia samochodu to jest praca, wymaga skupienia, a na dłuższych dystansach jest męcząca. Jednak w przypadku, gdy podróż odbywa się z wykorzystaniem innych środków transportu i wtedy nie jesteśmy w stanie przewidzieć kiedy dokładnie będą odbywały się podróże, bo rozkłady jazdy czy godziny odlotów są zmienne, to zazwyczaj przyjmuje się losowość. Czasem czas dojazdu będzie poza godzinami pracy, a czasem w trakcie pracy, więc raz „stratny” będzie pracownik, a raz pracodawca. Dodatkowo w trakcie długotrwałej podróży pociągiem czy samolotem, pracownik może ten czas poświecić dla siebie poczytać książkę, posłuchać muzyki czy nawet się zdrzemnąć i ciężko też żądać od pracodawcy, żeby płacił mu za ten czas.
Należy jednak pamiętać, że zgodnie ze stwierdzeniem Sądu Najwyższego, jeśli czas powrotu z delegacji narusza obowiązująca normę 11-godzinnego, nieprzerwanego czasu na odpoczynek, to pracodawca musi udzielić pracownikowi odpowiedniego czasu na odpoczynek, a w sytuacji gdzie jest to niemożliwe musi wypłacić mu z tego tytułu ekwiwalent pieniężny.